Przywróćmy normalność – i dostępność mieszkań, niekoniecznie własnościowych

7
739
Waldemar Witkowski Pakt Senacki

Z Waldemarem Witkowskim, kandydatem Paktu Senackiego w okręgu nr 1 (obejmuje powiaty: bolesławiecki, lubański, lwówecki i zgorzelecki), szefem Unii Pracy i jednym z najbardziej doświadczonych polskich spółdzielców rozmawiamy o sposobach przywrócenia dostępności mieszkań dla młodych Polaków i wadze toczącej się kampanii wyborczej.

 

 

Z jakim hasłem idzie Pan do Senatu RP?

„Przywrócić normalność”, hasło Paktu Senackiego reprezentującego demokratyczną część polskiej polityki jest mi bardzo bliskie również osobiście. Wartości takie, jak poszanowanie praw kobiet, szacunek dla pracowników są dla mnie czymś naturalnym i towarzyszącym przez całe życie. Jako lewicowiec startujący z Paktu Senackiego mówię zawsze to samo.
Od lat kieruję się w praktyce zasadami, które są dziś hasłami lewicy.

Jakie zasady ma Pan na myśli?

Na przykład siedmiogodzinny dzień pracy. Od siedemnastu lat w spółdzielni, którą zarządzam obowiązuje taki właśnie dzień pracy – bez żadnej utraty wynagrodzenia. Oczywiście, te same wynagrodzenia mają w niej kobiety i mężczyźni. Prosta zasada: ta sama praca – ta sama płaca. Dodam, iż są to zarobki znacznie powyżej średniej krajowej, pozwalające na normalne życie. To także troska o środowisko, wyrażana nie tylko w słowach – w spółdzielni, o której wspominałem, zlikwidowaliśmy wszystkie paleniska domowe już 25 lat temu.

Akcentuje Pan również w kampanii walkę o prawa kobiet

Oczywiście. W Polsce XXI wieku kobiety czują się tak, jakby żyły w państwie wyznaniowym. A przecież rzeczą naturalną, przynajmniej dla mnie, jest to, że kobieta decyduje o własnym ciele. Kiedy chce zajść w ciążę? Czy chce zdecydować się na dzieci? To są decyzje należące tylko i wyłącznie do kobiet. Kobiety, które chcą, a z różnych przyczyn nie mogą mieć dzieci muszą mieć dostęp do bezpłatnej opieki medycznej i pomoc w zakresie nowoczesnych metod wspomagania płodności, takich, jak in vitro.
Prawem kobiet jest dostęp do prawdziwej, bezpłatnej opieki ginekologicznej. W dzisiejszej Polsce jest to fikcja – kobiety płacą za wizyty niemałe pieniądze, gdyż nie mają innego wyjścia.

Czym jest dla Pana pojęcie „prawo do mieszkania”?

Rzeczą podstawową, decydującą o bezpieczeństwie. Mówimy tu o prawie do mieszkania niekoniecznie rozumianego jako własność prywatna. Od lat budujemy w spółdzielni, którą zarządzam mieszkania lokatorskie. Nikt z naszych lokatorów nie musi zaciągać kredytu. Nie musi wiązać się z mieszkaniem na całe życie. Mieszkania lokatorskie są prostym rozwiązaniem, stosowanym już w XIX wieku. Ale od czasu transformacji gospodarczej w Polsce wszystkim nam się wmawia, że najlepsza jest prywatna własność. Ale własność mieszkania często wiąże młodym ludziom ręce, przykuwa ich do mieszkania finansowo i geograficznie.

Jaki jest Pana pomysł na poprawę sytuacji mieszkaniowej w Polsce?

Mój pomysł jest zbieżny z programem lewicy, choć dokłada do niego parę nowych elementów. Po pierwsze – musimy obniżyć koszty budowy. Władze publiczne powinny przekazywać pod budownictwo wielorodzinne grunty za darmo. Państwu powinno zależeć na powstawaniu mieszkań. Druga sprawa to uzbrojenie terenu i wszystkie przyłącza. Budynki wielorodzinne z mieszkaniami lokatorskimi powinny powstawać na gruntach przygotowanych przez władze publiczne. To opłaca się wszystkim. Przecież ludzie, którzy zamieszkają w tych domach będą płacić podatki, które w dużej części zostają w gminie. Żeby była jasność – nie jestem przeciwnikiem prywatnej własności mieszkań. Nie powinny być one jednak bezalternatywną formą realizacji prawa do mieszkania.

W jaki sposób został Pan spółdzielcą?

Działalność spółdzielcza ma w mojej rodzinie bardzo długą tradycją. Spółdzielcą, jeszcze przedwojennym, był dziadek, który był również aktywnym członkiem PPS. Ojciec działał w spółdzielczości od końca lat 50. XX wieku, gdy po okresie stalinowskim państwo polskie przywróciło działalność spółdzielni. Wcześniej wszystko miało być państwowe, ale system ten nie zdał egzaminu ani w zakresie ilości, ani jakości mieszkań.

Dziś w Polsce wiele osób myśli, że spółdzielczość mieszkaniowa to wymysł PRL – gruby błąd!
Najstarsze budynki, którymi zarządza moja spółdzielnia pochodzą z 1897 r.

Spółdzielczość była bardzo silnie rozbudowana np. w przedwojennej Warszawie. Wspierał ją w tym bardzo PPS. We wczesnym PRL, po wchłonięciu resztek PPR i utworzeniu PZPR spółdzielczość wygaszono do zera. Ale idea spółdzielczości pozostawała żywa i odrodziła się po odwilży października 1956.

W okresie gierkowskim spółdzielnie oddawały do użytku 300.000 mieszkań w skali roku – był to rekord nie pobity do dzisiaj.

Udało mu się zbudować największą spółdzielnię mieszkaniową w Poznaniu – trochę z inspiracji pracą ojca i dziadka. Jest to droga, którą wybrałem po okresie pracy na uczelni.

Czym zamierza się Pan zajmować w Senacie RP?

Będą starał się przekonać swoim życiowym doświadczeniem do zmiany ustawodawstwa – weto senatu powinno znaczyć więcej. Po drugie, chciałbym, by inicjatywy ustawodawcze senatu były dobrymi przykładami legislacji. Obserwuję z przerażeniem jakość ustaw przygotowywanych w obecnym parlamencie. Państwo musi stać się bardziej przewidywalne dla obywateli. Stąd o moja decyzja o kandydowaniu – doświadczenie i poważne, pragmatyczne podejście do rozwiązywania problemów. Jestem przewodniczącym Unii Pracy, działałem w tej partii od samego początku – jako senator i szef UP chcę w ten sposób służyć społeczeństwu.

Jak ocenia Pan przebieg kampanii wyborczej? Jak przyjmują Pana mieszkańcy Dolnego Śląska?

Jestem wręcz zaskoczony bardzo miłym przyjęciem. Jest dużo nadziei i dobrej energii. Podchodzą do mnie ludzie i mówią – ma pan duże doświadczenie, może wreszcie uda się ten okręg wyrwać z rąk PiS. Tego życzę sobie i mieszkańcom Dolnego Śląska i całej Polski.

Dziękuję za rozmowę


7 KOMENTARZE

NAPISZ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj