Moja Pasja: Kaja Grabowicz

0
634
Kaja Grabowicz

W ramach krótkiego cyklu pn.: „Moja Pasja”, w każdy kolejny poniedziałek prezentujemy historie wyjątkowych osób, mieszkańców naszego regionu, naszych sąsiadów, znajomych, przyjaciół, którzy mają swoją małą pasję.

Joanna Troszczyńska – Giera: Dzisiaj w ramach naszego cotygodniowego cyklu „MOJA PASJA” o swoich pasjach opowie nam Pani Kaja Grabowicz.

Dzień dobry. Mieszka Pani w Rakowicach Wielkich, a pracuje w Specjalnym Ośrodku Szkolno – Wychowawczym w Zespole Placówek Edukacyjno – Wychowawczym w Lwówku Śląskim. Co Pani Robi?

Kaja Grabowicz: Rzeczywiście od 1999 r. pracuję w Specjalnym Ośrodku Szkolno – Wychowawczym w Lwówku Śląskim. Jestem dyplomowanym nauczycielem i pracuję z dziećmi niepełnosprawnymi intelektualnie oraz z dziećmi z niepełnosprawnością ruchową. Z racji wyuczonego przeze mnie zawodu w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze (dzisiaj Uniwersytet Lubuski) nauczyciela muzyki i nauczyciela plastyki (ukończyłam dwa kierunki, posiadam pierwszy stopień naukowy magistra) prowadzę zajęcia rozwijające kreatywność, zajęcia muzyczne i zajęcia plastyczne. Jestem również wychowawczynią klasy VI i VII szkoły podstawowej.

JT-G: Po pracy, szkole, dom i rodzina, ale znalazła Pani w życiu również chwilę dla siebie i dla swojej pasji. Co to jest, czym się Pani zajmuje ?

K.G.: Jeżeli pyta mnie Pani o pasje to bezkonkurencyjną do niedawna była dla mnie muzyka sakralna (wokalna i instrumentalna). Przez wiele lat z uporem maniaka poświęcałam jej wiele czasu i robiłam to z ogromną przyjemnością i z jeszcze większym zaangażowaniem. Być może niektórzy mieszkańcy Lwówka Śląskiego jeszcze mnie pamiętają gdyż przez ponad dziesięć lat byłam organistką w tutejszym Kościele pw. św. Franciszka z Asyżu.
Zrezygnowałam z powodu nieuczciwości „konkurencji”.

W zasadzie zmarnowałam wiele czasu – nie byłam z układu, zresztą dobra oprawa muzyczna w wielu małomiejskich kościołach to fikcja nie ma organistów są tylko muzykanci – naprawdę wiem co mówię.
Od ubiegłego roku powróciłam do zdradzonej na rzecz organistyki kościelnej własnej twórczości plastycznej. Ponoć posiadam uzdolnienia plastyczne, czy tak jest rzeczywiście z czasem się okaże. Tymczasem do tego, co robię w obecnym czasie podchodzę z dużym dystansem i pokorą. Maluję obrazy, rysuję, tworzę grafiki, wykonuję różnorodne prace o charakterze dekoracyjnym – rękodzieło. W miarę potrzeb i na zamówienie tworzę scenografie teatralne (rzadko), projektuję kartki i zaproszenia na rożne okazje itp. W czasie pracy nie wzoruję się fotografią, nie wykorzystuje cudzych pomysłów, nie robię plagiatów, rzadko maluję czy rysuję z natury. Obrazy malowane z fotografii czy z reprodukcji, rękodzieło możliwe do powtórzenia utożsamiam raczej z rzemiosłem.

Generalnie to, co robię wypływa z mojej wyobraźni. Obrazy dostrzegam dosłownie wszędzie. W chmurach, na brudnej ławce w parku, na blacie drewnianego stołu, na kafelkach itd. Kolory każdy nosi we własnej duszy, dostrzegam je również w drugim człowieku.

JT-G: Skąd pomysł, jak to się zaczęło, czy ktoś Panią namówił? I skąd taka różnorodność zainteresowań?

K.G.: Pomysły jak to zwykle bywa pojawiają się w zależności od zaspokojenia różnorodnych naszych potrzeb lub stawianych przed nami wymagań. Chcesz coś osiągnąć lub dobrze wykonać jakieś zadanie to najzwyczajniej w świecie włączasz myślenie i albo robisz to sam albo jak to można zaobserwować, jeżeli coś jest dla kogoś za trudne lub najzwyczajniej mu się nie chce, wówczas czaruje – szuka frajera, który to za niego wykona.

Mój przypadek jest dość nietypowy. Nie planowałam być nauczycielem, nie planowałam bawić się w twórczość. To w czym dzisiaj tkwię nie wynika z przemyślanych decyzji ale raczej z różnorodnych okoliczności i mojego spontanicznego usposobienia, no może i z czegoś jeszcze.

Czy ktoś mnie namówił? Raczej nie ale z pewnością są ludzie – przyjaciele, którzy poza moim mężem wierzą w to, że to, co dzisiaj próbuję robić naprawdę ma sens.

JT-G: Czy potrzebne są do tego wyjątkowe zdolności manualne, czy każdy może spróbować?

K.G.: W zasadzie każdy może spróbować. Jeżeli ktoś czuje taką potrzebę niech rozwija swoje pasje. Wiele nieskomplikowanych czynności można się po prostu nauczyć. Co zaś tyczy się wyjątkowych zdolności manualnych czy w ogóle wyjątkowych zdolności to już inna sprawa.

Niestety nie każdy przecież dostrzega choć patrzy, nie każdy usłyszy choć słucha, nie każdy czuje choć jest przekonany o swojej wyjątkowej wrażliwości. Z pewnością wyjątkowe zdolności i odrobina szczęścia mogą pomóc w osiąganiu przez nas mniejszych lub większych sukcesów. Dla jednego sukcesem będzie np. wykonanie przyzwoitej dekoracji świątecznej czy wystawa w osiedlowym klubie dla kogoś innego (bardziej ambitnego) to nie będzie miało żadnego znaczenia.

JT-G: Ciekawi mnie dlaczego lalki jawajki, co w nich Panią urzekło?

K.G.: Lalki jawajki nie były moim pomysłem ich powstanie wyniknęło z potrzeby wystawienia szkolnych spektakli teatralnych pt. „Jędrek Jęrzyk”, „Kozucha kłamczucha”, „Jasełka” zainicjowanych przez moją serdeczną koleżankę Ewę Bełzę. Zresztą ta sama osoba była przez wiele lat głównym organizatorem „Międzynarodowych Przeglądów Małych Form Teatralnych Osób Niepełnosprawnych” w Lwówku Śląskim.

JT-G: Co daje Pani ta pasja?

K.G.: Sprawia mi wiele satysfakcji, pomaga mi odkrywać niedoskonałości własnego warsztatu, uczy pokory i cierpliwości. Mobilizuje mnie do pokonywania napotykanych w procesie tworzenia trudności, zmusza do gigantycznej koncentracji i myślenia.

Wciąż poszukuję nowych rozwiązań ale czy odnajdę te właściwe?

JT-G: Jak znajduje Pani czas na to wszystko?

K.G.: Przeważnie pracuję wieczorami i w godzinach nocnych. W czasie dnia nie pozwalają mi na to obowiązki związane z pracą zawodową i domem. Późnym wieczorem siadam do pracy, słucham muzyki i przelewam na papier to, co gra mi w duszy.

JT-G: Pani prace możemy oglądać np. na kiermaszach w Lwówku Śląskim (Sołectwo Rakowice Wielkie), wiem, że ma Pani na koncie również poważne wystawy. Proszę powiedzieć, jakie prace i gdzie były prezentowane oraz czy i gdzie można je dzisiaj zobaczyć?

K.G.: To prawda mam na koncie parę wystaw ale nie zaliczam ich do poważnych. To było tak dawno, kiedy studiowałam jeszcze w Zielonej Górze. W obecnym roku prezentowałam swoje prace (grafikę i malarstwo) w czasie Międzynarodowych Dni Kultury i Sztuki w Chemnitz (Niemcy) oraz w czasie zorganizowanych przez Sołectwo Rakowice Wielkie Międzynarodowych Dni Poezji i Sztuki – „W jaskiniach poezji 2”.

Obecnie przygotowuję się do ekspozycji swojej twórczości w Czechach, na Węgrzech, w Dreźnie, Chemnitz i Görlitz (Niemcy). Przede mną ogromne wyzwanie a co za tym idzie dużo pracy. W nowym roku 2018 będą mogli Państwo obejrzeć moje prace w galerii „KLATKA” w Lwówku Śląskim. Co do kiermaszów to z własnego doświadczenia wiem, że ekspozycje plastyczne w czasie kiermaszów to nie zbyt dobry pomysł. Na kiermaszach ludzie szukają tanich pierogów, ciast i przysłowiowej kiełbasy a nie pokarmów dla duszy.
Obecnie moje prace z rękodzieła (świąteczne kartki, dekoracyjno – użyteczne naczynia) można zobaczyć i ewentualnie kupić w miejskiej galerii przy ratuszu w Lwówku Śląskim.

JT-G: Czy próbuje Pani „zarazić” swoja pasją rodzinę? Jaki jest tego skutek?

K.G.: Moja rodzina ma swoje pasje zresztą bardzo odlegle od mojej.
Mój syn zakochany jest w piłce ręcznej a pasją mojego męża jest krzewienie kultury i sportu w Sołectwie Rakowice Wielkie.

JT-G: Czy nie zastanawiała się Pani nad poprowadzeniem warsztatów np. dla mieszkańców sołectwa?

K.G.: Dla mieszkańców sołectwa poświęcam wiele czasu, zawsze pomagam sołtysowi w przygotowaniach różnorodnych spotkań oraz imprez integracyjnych wpisanych w nasze lokalne tradycje. Oboje dbamy o świąteczny wystrój naszej skromnej i wymagającej gruntownego remontu kaplicy. Oboje pracujemy społecznie. Prowadzenie warsztatów na podobnych zasadach nie wchodzi w grę.

JT-G: Dziękuję za rozmowę.
Z okazji Nowego Roku życzę Pani oraz Pani rodzinie wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia, miłości i realizacji wszystkich planów. A czytelników Lwówecki.info już dziś zapraszam na wernisaż obrazów Pani Grabowicz do Galerii Klatka w Lwówku Śląskim.