Patrząc na sposób prowadzenia prac, trudno nie mieć wrażenia, że ktoś tu gra w miejską wersję gry „w statki”. Strzelam w B4, D5 i G7. Trafiony niezatopiony.
Na ulicach Lwówka Śląskiego od kilku dni trwają gorączkowe prace. Nie, to jeszcze nie rewolucja infrastrukturalna, to tylko pozimowe łatanie dziur, bo jak wiadomo, dziury w jezdniach to zmora kierowców oraz pieszych. Niemniej akcja naprawy nawierzchni w centrum miasta mogłaby posłużyć za przykład nowej, postmodernistycznej sztuki drogowej. Okazuje się bowiem, że dziura dziurze jest nierówna.
Patrząc na sposób prowadzenia prac, trudno nie mieć wrażenia, że ktoś tu gra w miejską wersję gry „w statki” – łatamy B4, D5 i G7. Spacerując ulicami miasta bez trudu można dostrzec, iż jedne dziury zostały załatane, a inne odłożono „na później” – cokolwiek to „później” miałoby oznaczać.
Widać, że prace prowadzone są wybiórczo. Jedne dziury już załatano, inne – równie rozległe i równie niebezpieczne – pominięto. Co więcej, to niektóre z tych opuszczonych ubytków wcześniej zostały starannie oznaczone. Ktoś je zauważył, ktoś pochylił się z puszką farby i starannie je obrysował. A potem… jakby zniknęły z horyzontu. W efekcie wyszło, że w Lwówku Śląskim i dziury są pierwszego i drugiego sortu.
Jak poinformowali nas czytelnicy, obrysowane dziury zostały i na ulicy Orzeszkowej i na Skłodowskiej, mimo, że obok położono nowe łaty.
Póki co, zostaje nam podziwiać ten miejski patchwork licząc, że łatający drogi gminne drogowcy, jeszcze raz przejdą tymi samymi ulicami.
Chodzi o to aby kleić co roku i zamiast przegonić kierowców i zobaczyć co jest pod autami to lepiej fuszerkę robić, gdzie nadzór nad tym jakiś
To wogóle amatorka z tym łataniem,Oświęcimska dalej dziury..