Policja odnotowuje wzmożone działania oszustów. Zgłaszają się osoby, które pod wpływem emocji dały się nabrać i straciły pieniądze. Jedna z kobiet straciła 20 tysięcy złotych.
Pierwsze dni grudnia przyniosły kolejne przykłady oszustw. Metody są różne – od fałszywych inwestycji, przez podszywanie się pod znajomych, po udawanie pracowników banku. Schemat jednak pozostaje podobny: wprowadzenie w błąd, wywołanie presji i nakłonienie ofiary do wykonania określonych czynności.
– Kolejna mieszkanka powiatu padła ofiarą oszustwa inwestycyjnego, tracąc ponad 20 tysięcy złotych. Przestępcy przez kilka tygodni wprowadzali ją w błąd, przekonując o zyskach i konieczności dokonywania kolejnych wpłat. – informuje podkom. Anna Kublik-Rościszewska z bolesławieckiej policji.
Ta historia ma typowy przebieg dla tzw. oszustw inwestycyjnych. Najpierw reklama w mediach społecznościowych obiecująca szybki zysk, potem „konsultantka”, która instruuje każdy ruch i utwierdza w przekonaniu, że pieniądze są w zasięgu ręki. Ofiara, zachęcana kolejnymi zapewnieniami o pewnym zarobku, przelewa kolejne kwoty, aż do momentu, gdy próbuje odzyskać środki. Wtedy słyszy o rzekomych blokadach, konieczności dalszych wpłat i negatywnej weryfikacji, która „uniemożliwia wypłatę”. W rezultacie 70-latka traci ponad 20 tysięcy złotych, a oszuści znikają bez śladu.
– Kolejna ofiara pochodzi z terenu powiatu karkonoskiego. „Jak ustalono, kobieta otrzymała na komunikatorze wiadomość od osoby podszywającej się pod jej znajomą, z prośbą o podanie numeru telefonu. – wyjaśnia podinspektor Edyta Bagrowska z jeleniogórskiej policji.
W tym przypadku schemat działania opierał się na prostym podszyciu pod bliską osobę. Wystarczył krótki komunikat, pozornie niewinny – prośba o numer telefonu, później informacja o rzekomej wygranej i zachęta, by przekazać kody BLIK. Fałszywa znajoma twierdziła, że pomoże „odebrać pieniądze”. Ofiara, ufając w prawdziwość wiadomości, przepisuje trzy kody. Po chwili pojawia się powiadomienie z aplikacji bankowej – środki, ponad 2100 złotych, znikają z konta. Dopiero po rozmowie z prawdziwą znajomą kobieta dowiaduje się, że jej konto zostało zhakowane, a komunikaty wysłał przestępca.
Oszuści dali znać o sobie także w Złotoryi. Do jednej z tamtejszych mieszkanek w ostatnich dniach, zadzwonił mężczyzna, który przedstawił się jako pracownik banku.
– Poinformował ją, że na jej dane ktoś próbuje zaciągnąć kredyt i aby temu zapobiec, konieczna jest natychmiastowa weryfikacja danych oraz zabezpieczenie środków na koncie. Rozmówca posługiwał się wyraźnym wschodnim akcentem, co jednak nie wzbudziło podejrzeń kobiety. – relacjonuje podkomisarz Dominika Kwakszys ze złotoryjskiej policji.
Tu oszustwo opierało się na wywołaniu silnego lęku i poczucia zagrożenia finansowego. Fałszywy pracownik banku przekonuje o próbie kradzieży danych, przełącza rozmowę do kolejnej osoby, która instruuje krok po kroku, co należy zrobić. W pośpiechu, pod emocjonalną presją, ofiara przekazuje kod BLIK i autoryzuje operacje, nie analizując ich treści. Gdy rozmowa się kończy, z konta znika 800 złotych – i dopiero wtedy kobieta uświadamia sobie, że stała się celem oszustów.
Każdy z tych przypadków różni się szczegółami, ale łączy je jedno: wykorzystanie zaufania ofiary oraz manipulowanie emocjami. Policja podkreśla, że żaden bank nie dzwoni do klientów, by nakłaniać ich do przelewów, podawania kodów BLIK czy instalowania dodatkowego oprogramowania. Żaden konsultant nie potrzebuje haseł ani potwierdzeń operacji. Podobnie żaden prawdziwy znajomy nie poprosi o kody służące do natychmiastowego pobrania gotówki. W sieci nie ma szybkich i pewnych zysków, są tylko przestępcy, którzy liczą na ludzką ufność.
Policjanci apelują o zachowanie szczególnej ostrożności. W przypadku podejrzanego telefonu należy natychmiast przerwać rozmowę i samodzielnie skontaktować się z infolinią swojego banku. Każda chwila nieuwagi może kosztować utratę pieniędzy.






















