Rogata Dusza, czyli historyczny kryminał z rzetelnie odmalowanym tłem i bohaterami wyjętymi ze średniowiecznych kronik osadzony w Lwówku Śląskim.
„24 lutego 1243 roku rozpoczyna się pierwszy w Polsce turniej rycerski. Na zaproszenie księcia Bolesława Rogatki do Lwówka Śląskiego ściągają walecznicy z całej Polski, aby wziąć udział w trzydniowych igrzyskach. Tymczasem na zamku zostają odnalezione zwłoki bogatego dworzanina, a po mieście szybko roznosi się wieść, że nocą po ulicach grasuje sam Diabeł, który nadziewa grzeszników na rogi…” – to fragment z okładki najnowszej książki Łukasza Malinowskiego pt.: „Rogata Dusza”.
Łukasz Malinowski – historyk, nauczyciel akademicki, muzealnik i pisarz tworzący rozmaite narracje o przeszłości. Doktor nauk humanistycznych z zakresu historii (UJ), dyrektor Muzeum Niepodległości w Myślenicach. Twórca m.in. docenianego przez krytyków i czytelników cyklu Skald (Karmiciel kruków Kowal słów, Wężowy język, Pasterz pieśni), który opowiada o wikińskim pieśniarzu przemierzającym Europę z połowy X wieku. Autor w 2019 roku wydał powieść historyczną „Piastowskie wahadło”, a rok później serial audio „Słomiany świat”, osadzony w realiach fantastycznej słowiańszczyzny.
Tym razem Łukasz Malinowski swoją najnowszą powieść postanowił osadzić w średniowiecznym Lwówku Śląskim mieście, w którym trwają przygotowania do pierwszego na ziemiach polskich turnieju rycerskiego.
– “Rogata dusza” jest powieścią historyczną, choć ma kryminalną intrygę (choć nie tylko). Zaznaczam również, że wątek śledztwa itp. jest poprowadzony zgodnie z realiami ówczesnej epoki, stąd myślę, mamy tu dużą nowość dla codziennych czytelników kryminałów. – przyznaje nam autor, który podczas zbierania materiałów do książki miał okazję odwiedzić Lwi gród.
– Odwiedziłem Lwówek Śląski podczas pisania powieści i bardzo mi się spodobało to miasto, jak również cała okolica. – wspomina Łukasz Malinowski.
Książka, którą właśnie otrzymaliśmy napisana została wysmakowanym językiem stylizowanym na język średniowieczny. Są w niej duchy przeszłości, są rycerze polscy, ale pojawiają się także tacy słynni rycerze z historii świata jak król Artur czy Roland. Jest wątek kryminalny. A przy tym nie brakuje historycznych faktów.
„Wołali mnie, więc jestem.
Wyskoczyłem z nocnika obleczony nieczystością wyciągnąłem swe pokraczne kulasy w kierunku kościoła w Löwenbergu. Nie wszedłem jednak do niego, bo gdybym to uczynił, zająłbym się ogniem, albo rozpuścił niczym wielki ślimak posypany solą, dokładnie nie wiem, wszak nigdy tego nie sprawdzałem, brało mnie obrzydzenie na samą myśl o świętych miejscach, każdych, zarówno krześcijańskich bożnicach, poganieckich chramach, jak i dębach poblogosławionych błyskawicą Peruna. Zerknąłem do środka przez osadzone w kamiennym portalu drzwi, obecnie otwarte. Trwała poranna msza, w której uczestniczyli duxy i rycerze wystrojeni jak na bitwę, w lśniące kolczugi, barwne tuniki i płaszcze podbite gronostajem. Podobała mi się bijąca od nich obłuda, nie obdarzyłem ich jednak zbyt dużym baczeniem, tylko zacząłem się wspinać po czerwonym i żółtym piaskowcu, wydrapując szponami lód i zaprawę i wciskając pomarszczone, poskręcane palce w otwory między kamieniami. Poruszałem się niczym wielki kosmaty pająk albo cień, niewidoczny dla nikogo, ale jak najbardziej obecny na fasadzie tego trzynawowego budynku, świątyni fałszywej pobożności, którą wznoszono przez trzydzieści lat rękoma głodujących biedaków i za łupy wojenne xiędza Henryka Brodatego, a więc za skarby splamione krwią pogańców, Niemców i pobratymców z sąsiednich dzielnic. Przed ośmioma laty ukończoną i ostateczną formę kościoła poświęcił biskup Tomasz, oddając cyrkiew mieszczanom do wiecznego użytkowania i zarazem zatrzaskując mi drzwi przed nosem. Gbur jeden.” – tak zaczyna się powieść, która liczy ponad pięćset stron.
Książkę znajdziecie nie tylko w księgarniach internetowych, ale także stacjonarnie, na przykład w salonach Empik.
Wprawdzie dopiero zaczynamy czytać „Rogatą Duszę”, ale bez najmniejszych wątpliwości powieść ta powinna zagościć pod strzechami czytelników nie tylko z Lwówka Śląskiego, ale i z całego regionu. A zawarte w niej historie mogłyby się stać elementem promocji miasta. To okazja, której nie można zaprzepaścić. Tak jak nie można ociągać się z zaproszeniem Pana Malinowskiego na wieczór autorski.
W XIII wieku było tutaj więcej Polaków od Niemców i pewnie mówili Lwia Góra albo Lwów. Skrybowie pisali Leopolis. Po cholerę Löwenberg jak miasto w Niemczech to dzielnica gminy Löwenberger Land w powiecie Oberhavel ( Brandenburgia ). W średniowieczu Löwenberg było małym miasteczkiem i stolicą historycznego stanu Löwenberg , ale później podupadło i przekształciło się w wioskę rolniczą.
Mozna było pisać Lwówek i to by nas promowało. W Polsce nikt nie będzie wiedział że o nas chodzi