W piątkowy wieczór, na drodze krajowej nr 30 kierujący samochodem osobowym potrącił borsuka. Kierowca nie zatrzymał się i pojechał dalej. Zatrzymali się inni kierowcy, którzy na pomoc wezwali policję oraz weterynarza.
Tak przebieg dramatycznego zdarzenia relacjonuje nasz czytelnik:
Wczoraj w godzinach wieczornych na DK 30 miało miejsce bulwersujące zdarzenie drogowe, którego ofiarą padło zwierzę – młody borsuk.
Poruszający się z dużą prędkością bliżej nieznany pojazd potrącił wychodzące z trawy zwierzę a następnie oddalił się a miejsca zdarzenia. Borsuk doznał poważnych obrażeń ale przeżył wypadek. Chwilę później inni użytkownicy drogi zatrzymali się widząc ranne zwierzę, które dosłownie zwijało się z bólu. Dwie kobiety i mężczyzna zabezpieczyli miejsce wypadku i podjęli działania przekazując informację na nr 112 i do KPP w Lwówku Śląskim oraz informując prywatne gabinety weterynaryjne. – pisze w liście do redakcji nasz czytelnik.
Co zrobić, gdy potrącisz psa lub kota?
Podobnych historii związanych z potrąceniem zwierzęcia na drodze jest bardzo dużo. I niezwykle trudno jest w nich określić czy zawinił nieostrożny kierowca, czy zwierzak, który wbiegł wprost pod koła. Jednak w każdym takim przypadku kierowca ma obowiązek zatrzymania się i udzielenia pomocy zwierzęciu. W większości przypadków potrącone zwierzę da się uratować. Im szybciej przyjdzie pomoc, tym są większe szanse na jego przeżycie. Jeśli jednak zwierzę będzie konające, weterynarz ma obowiązek pomóc mu odejść z tego świata bez bólu i cierpienia.
Zabezpiecz miejsce zdarzenia i zadzwoń po pomoc!
Tak więc gdy już dojdzie do zderzenia ze zwierzęciem, przede wszystkim powinniśmy zatrzymać się, zabezpieczyć miejsce zdarzenia i udzielić mu pomocy. Nikt nie wymaga, by kierowca profesjonalnie potrafił udzielić pomocy rannemu zwierzakowi, szczególnie, gdy może być on niebezpieczny. Warto jednak wiedzieć, że za udzielenie pomocy uważa się już samo zawiadomienie służb. Nie należy więc bać się dzwonić pod numer alarmowy 112, bo za nieumyślne potrącenie nie jest przewidziana kara. Co innego za niepodjęcie żadnych działań.
Za brak pomocy grozi kara!
Art. 25. ustawy o ochronie zwierząt mówi: „Prowadzący pojazd mechaniczny, który potrącił zwierzę, obowiązany jest, w miarę możliwości, do zapewnienia mu stosownej pomocy lub zawiadomienia jednej ze służb”. Świadome pozostawienie zwierzęcia na drodze to wykroczenie, które podlega karze aresztu lub grzywny do 5 tys. zł. Dodatkowo może zostać orzeczona wobec sprawcy nawiązka w wysokości do 1 tys. zł na cel związany z ochroną zwierząt.
Potrącił zwierzę i uciekł
Nasz czytelnik tłumaczy, iż patrol policji na miejscu pojawił się błyskawicznie, natomiast na weterynarza trzeba było długo czekać: Patrol policji pojawił się po kilkudziesięciu minutach ale na interwencję weterynarza trzeba było czekać ponad godzinę (!). Ruch na tym odcinku drogi, owianej zresztą złą sławą, odbywał się wahadłowo. W tym czasie cierpiące zwierzę walczyło o życie. Dopiero po 21:00 na miejsce zdarzenia przybyło pogotowie weterynaryjne i zabrało wycieńczone i przerażone zwierzę. O jego dalszych losach miały zadecydować badania – czy można będzie mu pomóc czy skończy swoje życie eutanazją.
Tak więc po raz kolejny potwierdziło się powszechne przekonanie, że wśród nas są bezduszni i niewrażliwi kierowcy dla których ludzkie czy zwierzęce życie jest mało istotne. Trzeba też jasno powiedzieć o braku skutecznych, systemowych rozwiązań w takich sytuacjach kiedy ranne na drodze zostaje zwierzę (np. poszukiwania lekarza weterynarii przez KPP trwało całą wieczność) . W całej tej historii budujący jest fakt, że znalazły się osoby, które zainteresowały się wymagającym pomocy ‘mniejszym bratem’. Poświęcając swój czas bezinteresownie rozpoczęły akcję ratunkową dając dowód na swój humanitaryzm.
Miejmy nadzieję, że borsuk przeżyje i będzie mógł wrócić do lasu… – dodaje czytelnik.
Pogotowie weterynaryjne na wagę złota
Dziś udało nam się porozmawiać z właściciele pogotowia weterynaryjnego, które zabrało rannego borsuka. Przyznaje on, że w chwili otrzymania zgłoszenia był na innym zdarzeniu na terenie powiatu lubańskiego. Z resztą jest to firma z Leśnej. Nie ma on podpisanej umowy na prowadzenie interferencji na terenie powiatu lwóweckiego. Jednak na zapytanie policji, czy przyjedzie i pomoże rannemu zwierzęciu bez wahania zadeklarował pomoc. Musiał jednak dokończyć trwającą interwencję i dojechać zza Leśnej do miejsca zdarzenia, co generowało czas.
Niestety, tego typu interwencji jest bardzo dużo, a firm zajmujących się pomocą zwierzętom – działającego całą dobę pogotowia weterynaryjnego – jak na lekarstwo. Nie ma pogotowia państwowego, a dla prywatnych firm jest to bardzo trudny i mało opłacalny kawałek chleba. W tym przypadku właściciele Lecznicy przeprowadzając interwencję nie mieli i nadal nie mają pewności, czy gmina pokryje koszty ich pracy. Niemniej, jak starają się pomagać.
Co z rannym borsukiem?
Smutne wiadomości przekazał nam dziś właściciel Lecznicy, pogotowia weterynaryjnego, który zabrał rannego borsuka. Borsuk nie przeżył transportu.
I znaleźli weterynarza który pojechał fenomen na całą Polskę.
Co za czasy. Jak tak dalej pójdzie, to trzeba będzie zgłaszać liczbę owadów co każdy wieczorny letni wyjazd…
Dla osób które sie zatrzymały i udzieliły pomocy należą się wielkie brawa i szacunek!
Jak dobrze ze są osoby ktorym los zwierząt nie jest obojętny.. jaki bydlak z tego kierowcy, ze zostawil cierpiace, rannw zwierzę w bólu
Jak dobrze widziec ile sie zmienia w podejściu Polaków do spraw zwierząt
“do zatroskanego”… W twoim wpisie da się wyczuć kpinę. Należy mówić głośno i piętnować nieodpowiedzialnych kierowców, bo tylko w ten sposób co niektórym da się uświadomić co to jest cierpienie potrąconego zwierzęcia. Widać, że nie lubisz zwierząt i trudno mi się oprzeć przypuszczeniu, że tak samo byś postąpił. Takiego kierowcę należy przykładnie ukarać.
Droga jest dla pojazdów, zróbcie estakady co 200 metrów lub podziemne przejścia, w czym kierowca winny przez 20 lat jako kierowca zawodowy widziałem setki takich przypadków przez ostatni tydzień kilka jak to sie moglo stać….Prosze sobie wyobrazić potracone zwierze na A4…
Droga emerytko to nie kpina to rzeczywistość ile było takich przypadków że nawet policja nie chciała przyjechać a co dopiero weterynarz bo kto niby ma mu zapłacić za kurs , dlatego jestem zdziwiony i to bardzo.
do anomima. szanowny(a) ? Panie (i) odnośnie owadów to może chciałbyś być dowcipny ale komentarz żałosny. A co do weterynarza, który nie pytając o zapłatę przyjechał to szacun dla niego. Może zamiast się dziwić to wszyscy wspólnie postaralibyśmy się znaleźć weterynarzy naprawdę kochających zwierzęta (nie tylko za niezłą kasę).
Ciekawostka nie wiedziałem że do borsuka dziko żyjącego czy lisa trzeba wzywać weteryniarza no ale jak tak ma być to będę wzywał posiłkująć się tym artykułem .