Moja Pasja: Anna Pecka

0
1115
Anna Pecka
Anna Pecka

W ramach naszego krótkiego cyklu pn.: „Moja Pasja”, w każdy kolejny poniedziałek prezentujemy historie wyjątkowych osób, mieszkańców naszego regionu, naszych sąsiadów, znajomych, przyjaciół, którzy mają swoją małą pasję.

Joanna Troszczyńska – Giera: Dzisiaj o swojej pasji i pracy opowie nam Pani Anna Pecka.

Od dziecka mieszka Pani we Włodzicach Małych. Z wykształcenia jest Pani?

Anna Pecka: Tak, mieszkam we Włodzicach Małych. Z wykształcenia jestem barmanem. Przez 12 lat pracowałam też w tym zawodzie.


JT-G: W życiu zajmowała się Pani wieloma rzeczami, jednak ostatnie lata poświęca się Pani „słodkiej pasji”, jakiej?

A. P.: Tak, to prawda. Ostatnie lata poświęciłam i poświęcam nadal „słodkiej pasji”, jaką jest pieczenie ciast i tortów.

JT-G: Czy kończyła Pani jakieś kursy w tym kierunku – cukiernictwo, szkoły artystyczne, czy jest Pani samoukiem?

A. P.: Nie, w kierunku cukiernictwa nie mam żadnych kursów i szkoleń. Zdecydowanie jestem samoukiem. Wszystkiego uczyłam się głównie poprzez metodę „prób i błędów” i tak dążyłam do tego, aby efekt końcowy mnie usatysfakcjonował.


JT-G: Skąd pomysł na takie zajęcie, pamięta Pani jak i od czego to się zaczęło?

A. P.: Przygodę z pieczeniem zaczęłam już w wieku 22 lat. Wtedy właśnie pierwszy raz upiekłam tort dla swojego syna na roczek. Przyznam szczerze, że nie był idealny pod względem wizualnym, ale zdecydowanie był smaczny. Wtedy też okazało się, że taki sposób spędzania wolnego czasu sprawia mi przyjemność i ogromną satysfakcję. Tak zaczęła się moja pasja, którą zaczęłam rozwijać. Otworzyłam się na nią, a moja wewnętrzna motywacja i samozaparcie pomogły mi dojść  do tego, co dziś mnie zadowala.

 


JT-G: Z czasem pasja przerodziła się w pracę. Dzisiaj torty to Pani codzienność. Czy oprócz samych tortów wykonuje Pani jeszcze jakieś inne specjały?
A. P.: Pieczenie nadal jest moją pasją. Nie traktuję tego jako pracę, tym samym nie skupiam się na samym zarobku. Owszem, otworzyłam własną działalność gospodarczą w tym zakresie, żeby połączyć przyjemne z pożytecznym. Oprócz tortów, piekę również ciasta i póki, co ze względu na ogromne zainteresowanie moimi wypiekami nie mogę sobie pozwolić na więcej. Doba jest zbyt krótka.

JT-G: W obecnych czasach torty to niekiedy istne działa sztuki. Z Pani doświadczenia, czy odbiorcy zwracają jeszcze uwagę na smak, czy patrzą wyłącznie na wygląd? Co jest ważniejsze?

A. P.: Mi osobiście trudno określić, co jest ważniejsze dla odbiorcy – smak czy wygląd. Dla mnie jedno i drugie jest ważne, dlatego przy tworzeniu nie skupiam się tylko na jednej ze sfer. Ja sobie od zawsze „stawiałam wysoko poprzeczkę” i nie wyobrażam sobie sytuacji, w której klientowi nie będzie się podobał czy też smakował tort. Jedno bez drugiego nie ma racji bytu.

JT-G: Jaka jest Pani tajemnica, co w Pani tortach jest takiego wyjątkowego?

A. P.: Może to będzie zaskakujące, ale w moich tortach nie ma żadnego tajemniczego składnika czy produktu. To co jest najważniejsze w pieczeniu to serce, pasja i przyjemność, jaką z tego czerpię. Do każdego zamówienia podchodzę indywidualnie. Bardzo istotną rolę w tym odgrywa klient, a przede wszystkim jego oczekiwania – zawsze liczę się z jego zdaniem i propozycją. Ponadto każde zamówienie robię tak jak dla samej siebie. Ja z racji znajomości tematu jestem najbardziej krytyczna w stosunku do efektu końcowego zarówno pod względem estetycznym, wizualnym, jak i oczywiście smakowym.

JT-G: Czy nie brakuje Pani inspiracji i czy zdarza się podglądać blogi, z których czerpie Pani wzory?

A. P.: Oczywiście, że podglądam wszelkie blogi i strony internetowe z wypiekami. Bardzo często korzystam z usług „Wujka Google”.  Nie chcę stać w miejscu. Zależy mi na tym, aby się rozwijać, zdobywać nowe umiejętności i doświadczenie. Jak wiadomo człowiek uczy się całe życie. Po za tym w aktualnych czasach moda w każdej dziedzinie systematycznie się zmienia i nie należy pozostawać w tyle. Uważam nawet, że moim obowiązkiem jest poszerzanie wiedzy, choćby po to, żeby sprostać wymaganiom klientów.

JT-G: Jaki był najtrudniejszy tort, który Pani zrobiła? Co w nim było takiego wyjątkowego?

A. P.: Trudno wybrać jeden. Każdy tort jest trudny na swój sposób. Z natury jestem perfekcjonistką, a co za tym idzie zależy mi na tym, aby każdy mój tort był idealny. Nie wyobrażam sobie żeby mogło być inaczej.

JT-G: Wiem, że często udziela się Pani w akcjach charytatywnych. Przekazuje Pani swoje małe dzieła na licytację. Dlaczego Pani to robi? Czy warto?

A. P.: Owszem udzielam się. Pomagać? Zawsze i każdemu warto. Uważam, że wsparcie, pomoc jest poniekąd obowiązkiem wszystkich ludzi. Dla mnie upieczenie tortu, to kwestia poświęconego czasu, a to nic wielkiego w porównaniu z problemami, z jakimi borykają się ludzie. Pomagam i nie zamierzam przestawać. Uśmiech choćby jednej osoby rekompensuje wszystko… Profesor Bartoszewski powiedział kiedyś piękne słowa, z którymi ja się utożsamiam: „Na pewno nie wszystko, co warto, to się opłaca, ale jeszcze pewniej (…) nie wszystko, co się opłaca, to jest w życiu coś warte.”.

JT-G: Jakie ma Pani plany na przyszłość?

A. P.:  Konkretnych planów na przyszłość nie mam, bo przecież życie lubi płatać różne figle. Ale chętnie powiem, że marzy mi się mała cukiernia z domowym ciastem, do której będą przychodzili ludzie po to, aby zrelaksować się i odpocząć od codziennych trosk i problemów. Takie miejsce, gdzie będzie można „naładować ludzkie bateryjki”.

JT-G: Życzę spełniania marzeń i nie ukrywam, że chętnie będę odwiedzać Pani cukiernię i kosztować domowej roboty specjałów. Dziękuję za rozmowę.