Burmistrz podpisał umowę na naukę języka obcego przez urzędników z lwóweckiego magistratu. Ile to będzie kosztować?
Wydawać by się mogło, że w dzisiejszych czasach język angielski w stopniu komunikatywnym powinni znać wszyscy, bo przecież wprowadzono go do szkół po 1989 roku. Niemniej przez lata jego znajomość była mało doceniana, a co za tym idzie, z jago znajomością jest różnie. W tym kontekście, pomysł kursów języka angielskiego dla urzędników, może brzmieć nowocześnie, bo przecież administracja powinna się dostosowywać do standardów europejskich. Problem w tym, że umowę na realizację kursów podpisuje burmistrz, a przecież mieszkańcy gminy borykają się z fatalnym stanem dróg, problemami związanymi z parkowaniem, z oświetleniem, wodociągowaniem, kanalizacją, niewystarczającymi środkami na sport, kulturę, turystykę, czy inne inicjatywy.
W budżecie na 2025 rok dochody gminy Lwówek Śląski oszacowano na ponad 107 milionów złotych. To sporo, ale każdy, kto choć raz analizował budżet samorządowy wie, że większość tej kwoty stanowią środki znaczone. Są to wydatki bieżące, subwencje, dotacje celowe, … W praktyce na swobodne decyzje pozostaje ułamek tej sumy. Tym bardziej kontrowersje budzi zawieranie umów przez władze gminy na organizację lekcji angielskiego dla urzędników.
Trudno tu mówić o potrzebie systemowej. Ustawa o pracownikach samorządowych nie wymaga znajomości języków obcych. W praktyce znajomości języka obcego przydaje się w wybranych wydziałach, gdzie obsługiwani są cudzoziemcy lub prowadzona jest korespondencja z zagranicznymi instytucjami. To najczęściej pracownicy obsługi, np. sekretariatu, czy biura podawczego, wydziału do spraw obywatelskich, gdzie m.in. dokonuje się meldunków, czy osoba zajmująca się informacją turystyczną. Znajomość języka obcego przez tych urzędników wystarczy, by przychodzący do urzędu obcokrajowiec mógł bez problemów załatwić formalności.
Zdziwienie mieszkańców może być tym większe, iż przecież lwówecki samorząd nie prowadzi współpracy międzynarodowej na szeroką skalę. Próżno tu rozglądać się za kolejkami zagranicznych inwestorów. Co więcej, na ulicach miasta da się czasami usłyszeć osoby mówiące w obcym języku, ale to przede wszystkim ukraiński i w obecnej sytuacji naszego kraju, to raczej ukraiński powinien być tym językiem do szlifowania przez urzędników, by móc obsłużyć petentów. W Lwówku Śląskim tymczasem inwestuje się w język, którego na ulicach niemal nie słychać.
Dla wielu mieszkańców problemem nie jest sam angielski, lecz kierunek myślenia. Urząd, zamiast reagować na realne potrzeby mieszkańców, inwestuje w projekty o wątpliwej przydatności. Gdyby zapytać przeciętnego mieszkańca, czy woli, by jego pieniądze poszły na lekcje angielskiego dla urzędnika, czy na dofinansowanie zajęć w świetlicach, utrzymanie porządku w mieście, lepszej jakości zimowe utrzymanie dróg i chodników – odpowiedź byłaby raczej jednoznaczna.
Zamiast inwestować w symboliczny „kurs dla wszystkich”, można by wzmocnić konkretne kompetencje paru osób, które naprawdę tego potrzebują. Dla pozostałych urzędników cenniejsze byłyby szkolenia z prawa administracyjnego, technologii informatycznych, etyki oraz mocno położony nacisk na wiedzę specjalistyczną, np. z pozyskiwania środków zewnętrznych, czy zamówień publicznych.
Można więc uznać, że pomysł z kursem angielskiego to raczej gest wizerunkowy niż faktyczna potrzeba. Ma pokazać, że burmistrz coś tam działa. Szkoda tylko, że w praktyce mieszkańcy nie odczują efektów tych działań.
Niemniej burmistrz Kobiałka wie lepiej, co mieszkańcom gminy Lwówek Śląski jest potrzebne, a przynajmniej tak mu się pewnie wydaje. „Stawiam na twarde kompetencje zamiast szkoleń o niczym.” – mówi o kursach angielskiego dla pracowników lwóweckiego urzędu.
Zajęcia z nauki języka angielskiego obejmują 21 pracowników Urzędu Gminy i Miasta Lwówek Śląski. Nauka prowadzona jest w trzech grupach o różnym poziomie zaawansowania.
Co ciekawe, urzędnicy nie będą musieli tracić czasu na chodzenie do szkół angielskiego. Jak w imieniu burmistrza przyznaje jego sekretarka, zajęcia odbywają się raz w tygodniu w siedzibie Urzędu, a ich koszt to 125,00 zł brutto za każde przeprowadzone zajęcia w każdej z trzech grup.
Czy urzędnikom potrzeba jest znajomość języka angielskiego? I jaki następny kurs powinien zafundować urzędnikom burmistrz?
Bardzo dobra inicjatywa! Dla tych wiecznie niezadowolonych, zazdroszczącym urzędnikom “nic nie robienia w pracy” się nie dogodzi. Według mnie bomba, uważam, że inne samorządy mogą brać przykład.
Inne samorządy nie muszą brać przykładu bo kursy z języków obcych organizowane są tam od dawna, ale dotyczy to języka czeskiego albo niemieckiego w którym porozumiewamy się z naszymi sąsiadami. A język angielskie każdy miał na studiach i musiał go zaliczyć na poziom B2 co możemy przeczytać w rozporządzeniu “ma umiejętności językowe w zakresie dziedzin nauki i dyscyplin naukowych, właściwych dla studiowanego kierunku studiów, zgodne z wymaganiami określonymi dla poziomu B2 europejskiego Systemu Opisu Kształcenia Językowego”
Bardzo dobry pomysł.
Skopiujem i tutaj:
Tak, lekcje są potrzebne. Jak przeprowadziłam się i chciała wybawić PESEL, ani jedna pani z oddziału dowodu osobistego nie potrafiła mówić po angielsku. To trochę wstyd dla biura.
Niech wyśle pracowników i radnych w teren niech zobaczą jakie dziury w drogach są i gdzie niech każdy wpisze ulicę …
W jakim i dniu i w jakich godzinach realizowany jest kurs? Na pewno po godzinach pracy ale dokładnie kiedy?
Lepiej wydać kasę na podniesienie kompetencji urzędników niż np. opłacać “lokalne niezależne media”. Brawo!
Aha to teraz mieszkańcy jeszcze będą płacić za doszkalanie patałachów bez umiejętności ze stanowiskiem po znajomości. Niby Europa, a mentalnie Ukraina, nic dziwnego że im tu dobrze.
Czas na naukę był w szkole,a nie teraz będą szkolić się za publiczne pieniądze.Skoro ktoś nie ma kompetencji do zajmowanego stanowiska to przyjąć osoby wykwalifikowane,a nie wydawać pieniądze publiczne na nie pewne osoby bo nie ma gwarancji że się języka nauczy,jak w szkole nie dał rady to wątpliwe żeby teraz nagle dał
Bardzo dobrze, że Burmistrz dba o swoich pracowników. Mało jest teraz takich pracodawców, którzy dbają o rozwój zawodowy swoich podwładnych.