Wszedł po piorunochronie na szczyt Czarnej Wieży

3
3642

Jak wspomina pan Mikołaj, przez moment było naprawdę groźnie, gdy podwieszając się nogami pod ramiona krzyża na szczycie wieży, jedna z nóg się ześlizgnęła, wszyscy wokół zamarli.

 

W samym sercu Lwówka Śląskiego, nieopodal rynku, przez wieki górował wzniesiony w połowie XVIII wieku, kościół ewangelicki. Imponująca świątynia służyła wiernym aż do lat powojennych, kiedy to na skutek wysiedleń ludności niemieckiej obiekt został opuszczony. Z czasem zaczął popadać w ruinę. W 1972 roku zapadła decyzja o rozbiórce kościoła. Z całego kompleksu zachował się jedynie jeden element: masywna wieża kościelna, znana dziś jako Czarna Wieża.

Charakterystyczna dla miasta wieża od lat nie jest użytkowana. Część mieszkańców może jednak jeszcze pamiętać, iż w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku obiekt był areną niecodziennych wydarzeń. Wszystko za sprawką kręconego w mieście filmu oraz jednego z uczniów tutejszego gimnazjum.

Mikołaj Podlaszczyk urodził się w 1931 roku w Białowieży. Po wojnie młody chłopak wraz z rodziną przyjechał na ziemie odzyskane. Osiedlił się w Lwówku Śląskim. Wkrótce swoje kroki skierował do lwóweckiego liceum. Jak się jednak okazało, w szkole nie było już wolnych miejsc. „Mikuś”, bo tak był nazywany, nie był jednak człowiekiem, który łatwo się podaje. Był osobą wyjątkowo wysportowaną i uzdolnioną akrobatycznie. Jak wspomina w rozmowie z Lwówecki.info – nie miał lęku wysokości, co w połączeniu z tężyzną dawało mu przewagę nad kolegami.

– Stanisław Brutkowski był wówczas kierownikiem szkoły. Przyjął mnie ale powiedział, że nie ma miejsca. Po chwili jednak zaproponował, że jak wejdę po linie pod sufit, to mnie przyjmie. – opowiada pan Mikołaj.

Mężczyzna niewiele się zastanawiając, chwycił linę i bez większego wysiłku wspiął się na jej drugi koniec wykonując przy tym kilka akrobacji, czym zyskał uznanie kierownika i tym samym został przyjęty do szkoły.

Jakiś czas później, do miasta przyjechała ekipa filmowa. W Lwówku kręcone były sceny plenerowe do filmu o generale Świerczewskim – „Generał Zwycięstwa”, w reżyserii Wandy Jakubowskiej. Wielu mieszkańców miasta statystowało do tych scen, między innymi uczniowie lwóweckiej szkoły. Jeden z nich był Mikuś, którego talent akrobatyczny od razu dostrzegli filmowcy. Dziś można by było powiedzieć, iż pracował on w roli kaskadera wykonując na potrzeby filmu trudne ewolucje.

Pewnego dnia jeden z członków ekipy produkcyjnej spytał ucznia, czy mógłby pokazać jakieś akrobacje na wieży kościoła ewangelickiego.

– Ja mówię; czemu nie. Umówiłem się z nimi na następny dzień. Pod wieżę przyszła cała szkoła zobaczyć pokaz. – wspomina Mikołaj Podlaszczyk, który mówi, że zabrakło tylko filmowców, którzy nie przyjechali.

Mikuś nie zamierzał jednak zawieść kolegów i po godzinnym oczekiwaniu na ekipę filmową postanowił zrobić pokaz dla swoich koleżanek i kolegów.

Mężczyzna wszedł do wieży, po chwili pokazał się na dolnym balkonie, za chwilę zniknął by pokazać się na górnym balkonie. Jak wspomina przeszedł po balustradzie, która była szerokości krawężnika, po czym chwycił piorunochron i zaczął się wspinać na szczyt najwyższej w mieście wieży. Gdy dotarł na górę postanowił urządzić pokaz akrobacji. Chwycił się iglicy i zrobił tak zwaną „chorągiewkę”. To jednak nie koniec.

Jak dziś wspomina pan Mikołaj, na szczycie wieży była wówczas złocista kula. Na niej stanął na rękach. Następnie doszedł do krzyża stanowiącego zwieńczenie wieży. Jak mówi, zawiesił się nogami na ramionach krzyża głową zwisając w dół. Jednak gdy rozłożył ręce, jedna z nóg się ześlizgnęła.

Wisiałem wówczas trzymając się tylko jedną nogą na ramieniu krzyża. Przez cały mój pokaz było zrobionych 12 zdjęć, jednak tego momentu fotograf nie uchwycił. „Panie Mikołajku, serce mi zamarło, już myślałem, że pan zerwie się z tego krzyża”. Powiedział mi po pokazie fotograf. – wspomina dziś w rozmowie z Lwówecki.info Mikołaj Podlaszczyk, który mówi, że chwycił się za kolano, podciągnął i po chwili już robił jaskółkę na szczycie wieży.

Mikuś nie kryje, iż wejście było łatwiejsze niż zejście. Opowiada, że sporą trudność sprawiło mu zejście z wielkiej złotej kuli. Nie kryje, iż wówczas obleciał go strach. Na szczęście wszystko się udało. Po kilku minutach uczeń lwóweckiej szkoły zszedł na ziemię. Wspomina nam, że gdy dotarł do kolegów, ci go złapali i podrzucali do góry wiwatując.

Mężczyzna pamięta, że ekipa filmowa tłumaczyła swoją nieobecną tym, iż nie chcieli brać odpowiedzialności, za to że namówili młodzieńca na tak ryzykowny pokaz kaskaderski.

Po ukończeniu szkoły w Lwówku Śląskim, w roku 1952 Mikołaj Podlaszczyk pomyślnie zdał egzamin wstępny do Wojskowej Akademii Technicznej, którą kilka lat później ukończył. Po studniach służył w 25. Pułku Lotnictwa Myśliwskiego, gdzie był dowódcą trzeciej eskadry w Pruszczu Gdańskim. Po kilku latach przeniósł się do Mielca, gdzie mieszka po dziś dzień. Życie zawodowe pana Mikołaja związane było z lotnictwem. Obecnie jest emerytowanym podpułkownikiem. Hobbystycznie jest kolekcjonerem minerałów.

Jak nam mówi od lat przyjeżdża do Lwówka Śląskiego powspominać ale i spotkać się z innymi kolekcjonerami.

W rozmowie z nami 94-latek nie kryje, iż chciałby, by pamięć o nim i jego przygodzie na wieży przetrwała. Krótki fragment tej historii został opisany w książce Zygmunta Jędrasiaka. Reszta pozostaje w pamięci najstarszych mieszkańców miasta. Dziś my dołączamy do tego skromną cegiełkę. 

3 KOMENTARZE

  1. Słyszałem też kiedyś historię chłopaka z Pilchowic ,który skakał z mostu kolejowego do jeziora też chyba na potrzeby jakieś produkcji…. Ale ciężko mi sobie teraz przypomnieć skąd o tym wiem

NAPISZ KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj