Zieloną wodą i niesamowitym odorem wita turystów Jezioro Pilchowickie, jedna z największych atrakcji turystycznych Dolnego Śląska. Nikomu nie zależy na poprawie czystości wody.
Zielona, mętna woda i odór rozkładu witają latem turystów nad Jeziorem Pilchowickim – miejscem, które teoretycznie powinno być perłą turystyczną Dolnego Śląska. W praktyce to zbiornik, którego stan środowiskowy pogarsza się z roku na rok, a dla odwiedzających staje się raczej źródłem rozczarowania niż zachwytu. Tymczasem problem, choć znany od lat i wielokrotnie opisywany, zdaje się nikogo nie interesować.
Zakwit wody, sinice, zielenice
Zakwit wody to zjawisko, które zachodzi, gdy w zbiorniku pojawia się gwałtowny rozwój glonów – głównie sinic oraz zielenic. Dzieje się tak, gdy do wody trafia nadmiar substancji odżywczych, takich jak azotany i fosforany. To tzw. eutrofizacja, czyli przeżyźnienie zbiornika. Gdy dodatkowo pojawiają się sprzyjające warunki takie jak wysoka temperatura i słabe ruchy wody to glony zaczynają się masowo namnażać, tworząc gęste, często cuchnące kożuchy na powierzchni. Woda zmienia barwę i staje się intensywnie zielona lub zielono-sina, traci przejrzystość i zaczyna odpychać nie tylko zapachem, ale i wyglądem.
Sinice, które dominują w zakwitach, mają zdolność do tworzenia grubych warstw na powierzchni wody, przez co ograniczają dostęp światła słonecznego do niższych warstw zbiornika. To z kolei utrudnia fotosyntezę i powoduje zamieranie roślin wodnych oraz fitoplanktonu. Powstająca w ten sposób masa organiczna opada na dno, gdzie rozpoczyna się jej rozkład beztlenowy. Ten proces zużywa rozpuszczony w wodzie tlen, prowadząc do jego niedoboru, a nierzadko całkowitego deficytu w dolnych partiach jeziora. W efekcie zamiera życie biologiczne. Giną rośliny, a także ryby, które nie mają czym oddychać.
Coroczny zakwit wody w jeziorze
Tego typu zakwity w Jeziorze Pilchowickim to nie incydentalne przypadki, to coroczna reguła. Każdego lata, nad jeziorem unosi się odór przypominający rozkładające się zwierzęta lub fermentującą gnojowicę. Mieszkańcy regionu do sytuacji już się przyzwyczaili i ani smród, ani zielony kolor wody nie robią na nich wrażenia. Turyści przecierają oczy ze zdziwienia, nikt przecież nie spodziewał się, że jedna największych atrakcji turystycznych Dolnego Śląska jest w tak opłakanym stanie.
Źródła zanieczyszczeń wody
Choć mechanizm powstawania zakwitów jest dobrze poznany, to przyczyny konkretnych zanieczyszczeń często wynikają z całkowitej bezczynności. Wśród głównych winowajców wymienia się odpady organiczne i ścieki, które trafiają do rzeki Bóbr – głównego dopływu jeziora. Zasilają go nie tylko zanieczyszczenia z gospodarstw domowych, ale także biogeny pochodzące z detergentów, środków czystości i nawozów spływających z pól uprawnych.
Prawdziwym dramatem była awaria miejskiej oczyszczalni ścieków w Jeleniej Górze, zalanej podczas powodzi we wrześniu 2024 roku. Tygodniami do rzeki trafiały nieoczyszczone ścieki z całego miasta. Rzeka niosła je a te mieszały się z wodą i osadzały na brzegach oraz na dnie koryta i znajdujących się po drodze zbiorników. Dla ekosystemu oznaczało to prawdziwą katastrofę.
czytaj: Tony ścieków z Jeleniej Góry płyną rzeką Bóbr
Sinice niebezpieczne dla zdrowia człowieka
Poza tym, że są przyczyną nieprzyjemnych widoków i odoru, sinice niosą poważne zagrożenie dla zdrowia ludzi i zwierząt. Te mikroskopijne organizmy mają zdolność do produkcji toksyn. Ich obecność w wodzie może powodować zatrucia. Objawy to m.in. nudności, biegunka, wymioty, gorączka, ból głowy, a także podrażnienia skóry i błon śluzowych.
Niektóre osoby, szczególnie dzieci, osoby starsze i alergicy, mogą odczuwać skutki kontaktu z wodą już po krótkim czasie. Dla niektórych wystarczy spacer wzdłuż brzegu. Zdarzają się sytuacje, gdy toksyny sinicowe wykazują działanie neurotoksyczne lub hepatotoksyczne, co stanowi realne zagrożenie zdrowotne.
W związku z tym w czasie zakwitów kąpiel w jeziorze jest nie tylko odradzana ale wręcz niedopuszczalna.
Ekosystem w stanie agonalnym
Długofalowe skutki zakwitów są dewastujące. Zmętnienie wody i obniżenie przenikalności światła niszczą podwodną roślinność. Toksyczne związki wytwarzane przez sinice wpływają negatywnie na całą faunę wodną – od bezkręgowców, przez płazy, po ryby. Wysokie wahania pH oraz zmniejszenie zawartości tlenu w wodzie zaburzają tarło i żerowanie ryb, powodują śnięcia i prowadzą do zubożenia różnorodności biologicznej. Zbiornik staje się martwy biologicznie, a jego odbudowa może trwać latami.
Spuszczą wodę z Jeziora Pilchowickiego
Na horyzoncie pojawiła się jednak pewna nadzieja. Tauron, właściciel zapory wodnej w Pilchowicach, zapowiedział jej modernizację, w ramach której konieczne będzie spuszczenie wody z jeziora. To moment, który potencjalnie mógłby zostać wykorzystany do oczyszczenia dna z osadów i zanieczyszczeń, które od dekad kumulują się w zbiorniku. Niestety, rzeczywistość okazuje się rozczarowująca.
Spółka planuje jedynie usunięcie mułu w bezpośrednim sąsiedztwie zapory, po to, by uzyskać dostęp do jej dolnych elementów konstrukcyjnych. Cała reszta jeziora zostanie pozostawiona samej sobie. A to oznacza, że największy problem, czyli ogromne ilości materii organicznej zalegającej na dnie nie zostanie w ogóle rozwiązany.
Czy zanieczyszczenia spłyną wraz z wodą?
Spuszczenie wody może jednak wywołać skutki uboczne dla mieszkańców położonych poniżej zapory miejscowości. Przy takiej operacji część osadów dennych zostanie porwana przez nurt rzeki Bóbr i popłynie w dół, osadzając się na jej brzegach. Pół wieku temu takie zjawisko miało już miejsce i jest wspominane jako katastrofa środowiskowa. Dziś mieszkańcy boją się powtórki.
Atrakcje turystyczne Dolnego Śląska
Jezioro Pilchowickie, mimo że formalnie nadal figuruje w folderach i na stronach promujących region jako atrakcja, w praktyce jest miejscem zaniedbanym i ignorowanym. Tereny wokół są zarośnięte, brakuje infrastruktury turystycznej, nie ma porządnych parkingów, wyznaczonych miejsc do odpoczynku, kładek, ścieżek ani punktów widokowych. A to wszystko w sąsiedztwie unikalnej, ponad stuletniej zapory wodnej, która sama w sobie mogłaby być chlubą regionu.
czytaj: Turystyka to nie nasza sprawa?!
Woda to życie. Od tego wszystko się zaczyna. Od dekad za sznurki na górze pociągają ludzie z kosmosu. Na takie rzeczy inwestycyjne powinni przeznaczać pieniądze. Ja nie wierzę ze coś się zmieni. Nie wierzę że jak tam będą grzebać to nie wyjdzie jakieś bagno przy tym. Ludzie żyją w bierności, dopóki nie kapie na głowę, nie dostwiera głód mają wszystko gdzieś. Pusta egzystencja tu i teraz.
Ludzie ( władza)walczą od lat by zmienić i uratować życie w jeziorze, lecz w naszym powiecie nic się nie da. Wprowadzić ruch motorowodny by napowietrzać wodę nie można, wywieźć muł i pozostałości nie ma pieniędzy, zrobić pomosty ,drogi przy jeziorze nie pozwalają przepisy bo to Park Krajobrazowy itd. Pojedzie się gdzieś indziej wszystko zadbane, piękne, a u nas tylko zakazy i nakazy, a dzieje się co się dzieje.
A w czym ma pomóc ruch motorowodny? Wzruszenie tym wody, to jest mit. W niczym nie pomoże. Ten zbiornik to odstojnik dla ścieków i to jest największy problem. Tak jak w artykule, ścieki, nawozy itd. Bóbr jedno, ale Kamienica niosąca syf ze Szklarskiej, to kolejny temat
Jako zbiornik do którego wpadają nieczystości to też prawda, ale wzruszając wodę tez nie byłoby tej zawiesiny,a i trochę napędziło by to ludzi ,którzy by odwiedzili nasz teren