Patrycja i Łukasz, rodzice małego Antosia, którego tuż po narodzeniu im odebrano i przekazano do rodziny na drugim końcu Polski mówią, że nie spoczną, dopóki nie odzyskają dziecka. Ale pomóc może każdy.
Poznali się zupełnie przypadkiem, dwa lata temu. Gdy Łukasz odwiedził dom Patrycji, gdy zobaczył kobietę, spojrzał jej w oczy, od razu się zakochał. Ale jak sam przyznaje, jako twardy mężczyzna nie powiedział jej o tym. Tyle tylko, iż strzała amora trafiła także Patrycję. Kobieta przez kilka godzin po spotkaniu gryzła się z myślami.
– Patrycja weszła i się od razu zakochałem, tak się to zaczęło. Nigdy tak nie miałem, ale … zakochałem się i koniec. Nie przyznałem się nikomu, że się zakochałem. – wspomina pan Łukasz, który mówi, iż później o tym, że dziewczyna mu się spodobała powiedział jej bliskim, a ci wspomnieli o tym Patrycji.
– I w ten dzień, godzina 23:00 już położyłem się, już zasypiam, ale słyszę, telefon dzwoni. Patrzę, Patrycja i ona mówi: „Łukasz chyba się w Tobie zakochałam”. A ja odpowiedziałem: „Ja w Tobie też”. I tak to się zaczęło. – wspomina nam mężczyzna.
Łukasz i Patrycja mieszkają w Lwówku Śląskim. Oboje są niepełnosprawni, ale bardzo szczęśliwi. Wspierają się nawzajem. Ich oparciem w każdej sytuacji jest także mama Patrycji. Zakochani zamieszkali w mieszkaniu, które Łukasz otrzymał po babci. Z czasem mężczyzna wykupił to mieszkanie na własność. Około 50 metrowe mieszkanie na parterze jest bardzo ładne. Nie ma tam luksusów, ale jest czyste, zadbane i co najważniejsze pełne miłości.
Nasi rozmówcy przyznają, że nie mają milionów, by wszystko wyremontować, ale starają się jak mogą, by ich wspólne gniazdko było przytulne.
Z czasem Patrycja i Łukasz podjęli decyzję o dziecku. Jak nam mówią, była to w pełni przemyślana i świadoma decyzja. Dobrze wiedzą o swoich ograniczeniach i możliwościach, pamiętają o wsparciu mamy i przekonują, że sobie poradzą z wychowaniem pociechy.
– Każdemu jest ciężko. Każdy może mieć jakieś trudności. Ale my chcieliśmy mieć dziecko. My się kochamy. Planowaliśmy, żeby na początku po urodzeniu dziecka pojechać z dzieckiem na jakiś czas do mamy Patrycji, tam zamieszkać, żeby Patrycja doszła do siebie po urodzeniu dziecka, a ja miałem się wszystkiego poduczyć. I potem mieliśmy wrócić tu do siebie i sobie mieszkać razem. – wspomina Łukasz, który mówi, że ciąża jego ukochanej przebiegała ciężko, ale nie podali się i wspólnie walczyli każdego dnia, aż do urodzenia Antosia.
Zakochani mieli siebie, mieli wsparcie mamy, mieli mieszkanie i mieli … swojego upragnionego syna. W lutym 2025 roku na świat przyszedł Antoś. Silny chłopiec, który był spełnieniem marzeń obojga. Szczęście nie trwało jednak zbyt długo. Rodzice już następnego dnia dowiedzieli się, że z uwagi na swoją niepełnosprawność nie będą mogli zabrać dziecka do domu. Jeleniogórski szpital o swoich wątpliwościach poinformował MGOPS w Lwówku Śląskim, a ten bez szczegółowej analizy sytuacji przybił pieczątkę i przekazał sprawę do sądu. Dziecko miało trafić do pieczy zastępczej.
Mama Patrycji przyznaje nam, iż w trakcie ciąży pomagała przyszłym rodzicom, była razem z nimi w szpitalu, gdy na świat przychodził jej wnuk, brała go na ręce, pokazywała dzieciom, jak go przewijać, jak karmić, … Kobieta zapewnia, iż cały czas była gotowa do tego, by wziąć całą trójkę do siebie i na początku pomóc im w wychowaniu najmłodszego członka rodziny. Twierdzi także, iż o tej chęci pomocy mówiła w szpitalu, gdy powiedziano jej, że młodzi rodzice nie dostaną dziecka. Niestety, to nie pomogło.
– Zrujnowali nam życie – mówi dziś pani Patrycja.
Z uwagi, iż w Polsce jest obecnie wielki problem z rodzinami zastępczymi, Antoś trzy miesiące spędził w szpitalu w Jeleniej Górze czekając na swoją kolejkę. W tym czasie rodzice nie poddawali się. Odwiedzali syna w szpitalu. Z prośbą o pomoc zwrócili się także do adwokata.
– Odwiedzaliśmy Antosia prawie codziennie. Odwiedzaliśmy go w szpitalu. Patrycji mama brała samochód. Ale pierwsze, co zrobiliśmy, to skontaktowaliśmy się z panem Ernestem Ziemianowiczem. Wiedzieliśmy, że to jest bardzo dobry pan adwokat i dlatego go wybraliśmy. I od tamtego czasu pan Ernest prowadzi naszą sprawę. – mówi pan Łukasz.
Jak niezwykle łatwo przyszło „systemowi” stwierdzić, że młodzi rodzice nawet ze wsparciem babci nie poradzą sobie z wychowaniem malucha, tak odzyskanie dziecka nie jest takie łatwe. Teraz to rodzice muszą wszystkim udowodnić, że sobie poradzą. „System” w tym nie zamierza pomagać. „System” będzie czekał i się przyglądał, jak rodzice walczą. Piszemy „system”, bo to szereg osób, które kryją się za szyldami instytucji, tomami przepisów, ustaw, wyroków, … którym niezwykle łatwo było zza biurka przybić pieczątkę, odbierać malucha, zamiast zaoferowania pomocy, wsparcie, a przede wszystkim sprawdzić pod bacznym urzędniczym a może i medycznym okiem, czy rodzice naprawdę są tak nieporadni, że sobie nie poradzą. Niestety, łatwiej było odebrać dziecko i teraz ponosić koszty (z pieniędzy podatników) jego utrzymania, czyli płacenia rodzinie zastępczej, niż wydać te środki na pomoc prawdziwym rodzicom.
Łukasz przyznaje, iż od zawsze i w każdej sytuacji mógł liczyć na pomoc mamy Patrycji. Od chwili, gdy odebrano im dziecko młodzi rodzice mogli liczyć też na pomoc swojego pełnomocnika.
– Poza mamą pomógł nam pan Ernest. On się bardzo zaangażował w tę sprawę. Pomogli nam też TVP Reporterzy. Jesteśmy z nimi w stałym kontakcie. To są wspaniali ludzie. – mówi pan Łukasz, który przyznaje, iż dziennikarze TVP otworzyli im okno na świat dając nadzieję, że wszystko się ułoży, że odzyskają syna.
Na tych osobach realne wsparcie dla niepełnosprawnych rodziców z Lwówka Śląskiego się wyczerpało. Wprawdzie Łukasz wspomina, że po emisji reportażu odwiedził ich burmistrz, lecz zdaniem rodziny poza dobrym słowem na razie nie zostawił żadnej konkretnej pomocy.
– Ja w Lwówku mieszkam całe życie. Lwówek jak to Lwówek. Pan burmistrz się nami zainteresował, był, pogadał i wyszedł. – mówi nam Łukasz, który nadmienia, że burmistrz przyznał im, iż nic o ich sprawie nie wiedział, wspomina też, iż burmistrz zaproponował im zorganizowanie wywiadu z Radiem Wrocław i na tym w ocenie rodziców pomoc samorządu się skończyła.
Słowa Łukasza w rozmowie z nami potwierdza także ich pełnomocnik, który przyznaje, iż tego realnego wsparcia zabrakło.
Sam burmistrz Kobiałka, który jako jeden z pierwszych po reportażu pochwalił się na Facebooku udzieleniem wsparcia rodzinie twierdzi, iż zaproponował rodzicom organizację wyjazdu do obecnej rodziny zastępczej pod Rzeszów, pomoc przy wymianie pieca na gazowy a także wraz z MGOPS zaproponowali pomoc psychologiczną oraz asystenta rodziny.
– Na razie rodzina zdecydowała się na asystenta rodziny. – twierdzi Kobiałka.
Lwówecki MGOPS przyszedł z ofertą pomocy dopiero po reportażu w TVP. Jak mówią nam rodzice Antosia, w ostatnich dniach odwiedziły ich panie z ośrodka pomocy społecznej i zostawiły dokumenty do wypełnienia, dzięki którym może tym razem wreszcie zasłużą oni na asystenta? Panie przyszły, dokumenty zostawiły i wyszły.
– My mamy takie swoje zwykłe życie. Ale wiadomo, jak to instytucje. Czasami trudno się w tym wszystkim połapać. Ci państwo powinni pomóc nam to wypełnić. – mówi Patrycja.
– Dla nas to było skomplikowane do wypełniania – dodaje Łukasz, który przyznaje, iż również w tej sprawie z pomocą przyszedł adwokat, który przyjechał i im we wszystkim pomógł – wczoraj dokumenty zostały wypełnione.
Czyli w dużym skrócie, po reportażu w telewizji niepełnosprawni rodzice otrzymali ofertę pomocy od burmistrza, ale wpierw adwokat musiał pomóc w tej pomocy, bo pomocni urzędnicy pomóc nie mogli.
Mecenas Ziemianowicz w rozmowie z nami nie kryje, iż rodzice przez ten czas mogli liczyć tylko i wyłącznie na najbliższych. Na nikogo więcej. Po reportażu z pomocą przyszli natomiast parlamentarzyści, a w ostatnich dniach pierwsza lwówecka firma.
„Dziękujemy redaktorowi Pawłowi Iwaniukowi z programu Reporterzy TVP, Rzecznikowi Praw Dziecka, Posłowi na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej Łukaszowi Litewka i Łukaszowi Krasoń pełnomocnikowi rządu ds. osób niepełnosprawnych za nagłośnienie sprawy” – dziękował w mediach społecznościowych adwokat rodziców z Lwówka Śląskiego.
Co dalej?
Mecenas Ernest Ziemianowicz z Kancelarii Adwokackiej we Wleniu przyznaje, iż Patrycję i Łukasza poznał chwilę po tym, jak ci usłyszeli, że nie dostaną swojego dziecka. Gdy opowiedzieli mu o swoim problemie, bez wahania podjął się prowadzenia ich sprawy. Adwokat nie kryje, iż liczył, że na czas trwania postępowania piecza zastępcza będzie realizowana gdzieś bliżej, jednak dziecko pary z Lwówka Śląskiego trafiło do rodziny na drugi koniec Polski. To rodzi olbrzymi problem w kontakcie rodziców i dziecka. Pełnomocnik rodziny zapewnia, iż przez ten czas wspólnie gromadzą dokumenty, które będą wymagane do sprawy – od tych medycznych, po te dotyczące stanu posiadania.
– Czekamy na termin posiedzenia. – mówi adwokat, który nie kryje, iż cały czas po cichu liczył, że lwówecki MOPS się zreflektuje i udzieli wsparcia rodzicom dziecka, np. poprzez przyznanie im asystenta rodziny niestety, ośrodek pomocy społecznej milczał aż do czasu, gdy sprawa nabrała rozgłosu.
Adwokat złożył już wniosek do sądu o tak zwane urlopowanie dziecka, czyli możliwość zabrania dziecka przez prawowitych rodziców na kilka, kilkanaście dni. Ale to dopiero początek żmudnej pracy, jaka czeka sąd. W postępowaniu trzeba będzie pewnością przesłuchać świadków, zlecić wywiad kuratorski, powołać biegłych, poczekać na ich opinie, zapoznać się z dokumentacją, … To wszystko będzie trwało i kosztowało. Przez ten czas rodzice będą widywali syna na zdjęciach i ewentualnie online na monitorze komputera.
Każdy, kto jest rodzicem bez problemu może sobie wyobrazić, jakby się czuł, gdyby jego dziecko tuż po urodzeniu, decyzją urzędników miało wychowywać się na drugim końcu kraju?
Świeżo upieczeni rodzice z Lwówka Śląskiego nie poddają się, i jak mówią nie potrzebują wiele do szczęścia. W jednym z pokoi na Antosia czeka piękne łóżeczko, wózek, nosidełko, czeka szafa pełna ciuszków, czekają też kosmetyki. Jak nas zapewniają, maluchowi niczego nie zabraknie. Nie kryją jednak, iż samo mieszkanie wymaga jeszcze pewnych zabiegów – tak tych podnoszących bezpieczeństwo, jak i komfort życia, tak malucha, jak również jego mamy, która porusza się na wózku inwalidzkim.
Pani Patrycja nie chodzi samodzielnie. A wjazd i wyjazd z mieszkania, mimo, że to jest na parterze, nastarcza nie lada problemów. Te problemy zaczynają się już od samej bramki. Zamiast chodnika na odcinku kilku metrów jest wydeptana ścieżka. Pełnosprawnemu pieszemu to nie przeszkadza. Dla wózka inwalidzkiego to wyzwanie – szczególnie po deszczu czy przy śniegu. Dalej też schodów nie brakuje i to dosłownie schodów. Już przy wejściu do domu pojawia się wysoki stopień. Łukasz mówi, że dla niego to nie kłopot, że daje radę wciągać wózek inwalidzki ze swoją ukochaną, ale nie kryje też, iż kiedyś chciałby zrobić tam mały podjazd i kilkumetrowy chodnik, by Patrycja mogła zjechać samodzielnie.
Wózek inwalidzki – wprawdzie ledwo co, ale mieści się w drzwiach mieszkania. Problem pojawia się przy wjeździe do pokoju, gdzie na podłodze leży stalowa rura od ogrzewania! To kolejny stopień do pokonania dla Patrycji a w przyszłości kolejna przeszkoda dla małego Antosia. Z resztą, całe ogrzewanie w tym domu nadaje się wyłącznie do wymiany. W kuchni stoi stary piec typu koza, a rury prowadzące do kaloryferów to prawdziwa fantazja instalatora. Łukasz zapewnia, że jest to pierwsza rzecz, którą będzie chciał w przyszłości wymienić. Ale na razie go na to nie stać.
Problemem, z jakim boryka się rodzina jest także łazienka nieprzystosowana dla osoby niepełnosprawnej. Brak poręczy, to dla Patrycji spore wyzwanie, aczkolwiek kobieta jak nas zapewnia, znakomicie sobie z nim radzi.
– Jak tylko mogę staram się być samodzielna. – mówi Patrycja.
Łukasz nie jest typem człowieka, który czeka aż coś się samo zrobi. Mężczyzna w miarę możliwości stara się inwestować w mieszkanie. Pokoje są wymalowane, na podłodze jest wykładzina. Jakiś czas temu kupił dwa nowe okna. Niestety, nie potrafi ich sam zamontować. Nowe okna stoją w przedpokoju.
Tu z pomocą przyszedł właściciel firmy Skrojan Okna – Drzwi w Lwówku Śląskim. Krystian Skrobuk zaoferował pomoc w montażu okiem. To pierwsza z lwóweckich firm, która realnie wesprze niepełnosprawnych rodziców.
Ty też możesz pomóc, podarować rodzicom małego Antosia odrobinę szczęścia. Pamiętaj – dobro wraca w dwójnasób. A im warunki w mieszkaniu będą lepsze, tym „systemowi” będzie trudniej argumentować, że się nie da oddać dziecka. Im warunki będą lepsze, tym szczęśliwsze dzieciństwo będzie miał malec.