Tony śmieci zalegają na powierzchni wody oraz brzegach zalewu pilchowickiego. Miejscowi już się przyzwyczaili do widoku.
Obserwując, to co od lat dzieje się na tym zbiorniku trudno nie odnieść wrażenia, iż odpowiedzialni za utrzymanie tych terenów przyjmują strategię strusia. Z głową w piasku nie dostrzegają problemu i nie wprowadzają żadnych skutecznych rozwiązań, które pozwoliłyby powstrzymać i pozbierać płynące rzeką Bóbr odpady.
Od plastikowych i szklanych butelek, przez kartony, zabawki, po beczki z substancją ropopochodną. Takie „skarby” można znaleźć nie tylko przy samej zaporze wodnej w Pilchowicach, ale niemal wzdłuż całych brzegów jeziora.
Region aspiruje to miana turystycznego. Jednak z takim krajobrazem aż dziw bierze, że w ogóle jeszcze ktoś tu zagląda i chce podziwiać takie widoki, nie mówiąc już o pływaniu żaglówką, kajakiem, czy wędkowaniu w tych odmętach.
O wędkowanie się nie martwcie. Mięsiarze doili by nawet z tych beczek gdyby tylko schował się tam jakiś sandacz czy szczupak.
Wędkarze to tacy kłusownicy,
pasożytują na naturze.
Nie da rady ich szanować.